... ...

Włoska wyspa Lampedusa, położona na Morzu Śródziemnym około 110 km od tunezyjskiego wybrzeża Afryki przeżywa kryzys migracyjny. W jednym czasie przebywać tam może nawet 4500 imigrantów. Wyspę odwiedziła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz premier Włoch Giorgia Meloni. Miały miejsce rozmowy dotyczące pomysłów jak ograniczyć nielegalną migrację na kontynent.

Zagrożenie migracyjne w Europie utrzymuje się od 2015 roku

Kryzys migracyjny w Europie miał wiele fal. Najbardziej pamiętany jest okres 2015-2016 roku, kiedy to rozpoczął się pierwszy masowy współczesny napływ migrantów do Europy. Wtedy jednym z głównych obszarów, gdzie cumowały łodzie także była włoska Lampedusa. Oprócz tego wiodącymi krajami w tym zakresie była Hiszpania i Grecja. Migranci przez Bałkany, Węgry tłumnie przechodzili do Austrii, Niemiec i dalej m.in. do Norwegii i Szwecji. Główną przyczyną kryzysu była wojna domowa w Syrii. Państwo to zostało zniszczone, ludzie pozbawieni nadziei zaczęli uciekać. Ten bliskowschodni kraj dał impuls do zagrożenia dla Europy od dawna niespotykanego. Miliony ludzi chciało szukać schronienia, z nimi podążało wielu terrorystów, którzy podłączyli się do grup migrantów. Odnotowywano duże zagrożenie terrorystyczne, a osoby przybywające do Europy bardzo często nie miały ze sobą dokumentów. Nie było więc możliwości ich sprawdzenia. Przyjęto wszystkich.

W tamtym czasie starły się dwie wizje odpowiedzi na kryzys. Jedna z nich wyrażała wielki entuzjazm dla przybyszów czego konsekwencjami było przyjęcie do niektórych krajów milionów ludzi. Trwałe zmieniło to obraz demograficzny Europy. Niemcy czy Skandynawia już nie wyglądają tak jak kiedyś. Druga wizja postępowania była zdecydowanie odmienna. Kraje takie jak Węgry czy Polka nie godziły się na przyjęcie ani jednego migranta. Tym postępowaniem chciano zniechęcić więcej osób do przyjazdu do Europy

Niemcy poszli drogą zapraszania przybyszów, Kanclerz Angela Merkel zadeklarowała przyjęcie każdej ilości ludzi i tak w granicach Niemiec w przeciągu roku znalazło się ponad milion osób. Do grup pochodzących z Syrii dołączały się osoby z Afryki, głównie z byłych kolonii francuskich - kraje Sahelu. To obszar na południe od Sahary. Gorący, pustynny klimat i niedobór wody nie dają żadnych perspektyw do rozwoju regionu. Obejmuje on częściowo obszar państw: Senegal, Mauretania, Mali, Algieria, Burkina Faso, Czad, Sudan, Sudan Południowy, Niger, Nigeria, Republika Środkowoafrykańska, Etiopia, Kamerun, Erytrea. Kraje te są w permanentnym kryzysie. Rządy są niestabilne, stale dochodzi do przewrotów. Tradycyjnie region jest postkolonialnym terytorium Francji, jednak stosunek miejscowej ludności do Francuzów bardzo się pogorszył. Byłe imperium kolonialne traci wpływy w kolejnych krajach. Ich ostatnim bastionem został już tylko Czad. Do gry o ten obszar Afryki włączyła się Rosja m.in. poprzez Grupę Wagnera, która ochrania miejscowe rządy i złoża surowców. Dzietność jest tam ogromna i stale rośnie. Nie ma możliwości, żeby ci ludzie znaleźli pracę. Ciężko jest nawet o dach nad głową. Ludzi jest tak dużo, że po prostu nie wiadomo co z nimi robić. Dlatego wielu młodych, pozbawionych jakichkolwiek perspektyw wybiera imigrację do Europy.

Lampedusa nie wytrzymuje napływu migrantów już od wielu lat. Dzisiejsza sytuacja jest jeszcze gorsza. Przybyszów jest znacznie więcej niż stałych mieszkańców. Wyspa kiedyś była znana głównie z wyjazdów turystycznych, teraz ludzie nie spędzają tam wakacji. Zrobiło się zbyt niebezpiecznie. Mieszkańcy starają się dokarmiać migrantów, są oni często wycieńczeni długą podróżą przez morze. Jak sami jednak stwierdzają - nie wiedzą skąd są ci ludzie, jakie mają zamiary, jakie życie wiedli we własnym kraju. Masowa migracja dotyczy także w dużej mierze ludzi, którzy w swoim kraju mieli problemy z prawem. W nowym miejscu liczą na nowy start. Na Lampedusę włoski rząd zdecydował się wysłać większe ilości sił bezpieczeństwa.

Między migrantami zaczynają się tworzyć drobne nieporozumienia i przepychanki. Policjanci starają się łagodzić sytuację. Jednak rząd nie zamierza trzymać migrantów na tej małej wyspie w nieskończoność. Ludzie, którzy tam przybywają są przewożeni do obozów dla nielegalnych imigrantów na stały ląd. Taka sytuacja trwa już od paru lat. Odciąża to wyspę i w dużej mierze jej mieszkańców.

Reakcja organów UE na kryzys

Grafika: Frontex - https://frontex.europa.eu/assets/Images_News/2023/Monthly_statistics_April_2023_map.png

Od 2023 roku na obszarze Morza Śródziemnego działania przemytnicze zdecydowanie wzrosły.

Unia Europejska zdaje się zauważać problem. Włoską wyspę odwiedziła szefowa Komisji Europejskiej – Ursula von der Leyen, która mówiła o możliwych formach pomocy dla Włoch i konkretnie dla Lampedusy. Włoska premier – Giorgia Meloni, podkreśliła, że ani pieniądze, ani relokacja migrantów do innych krajów problemu nie rozwiązuje. Włochom nie chodzi o to, aby problem przenosić z jednego kraju na drugi. Według premier Włoch konieczne jest wypracowanie programu jak zniechęcić migrantów do podróży do Europy.

W kraju tym od kilku lat rozpoczęło się inne myślenie, które towarzyszy już większości krajów UE. Niemieckie władze lokalne i przedstawiciele przedsiębiorców chcą stacjonarnych kontroli na granicy polsko-niemieckiej. Powodem jest oczywiście nielegalna imigracja. Migranci są przerzucani przez reżim białoruski do Polski i państw bałtyckich. Następnie przemytnicy zajmują się ich przewozem do Niemiec. Od stycznia 2023 roku, według oficjalnych danych zatrzymano już około 60 tys. nielegalnych imigrantów na polsko-niemieckim pograniczu. To dwukrotny wzrost of 2021 roku. Niemcy nie chcą więcej przybyszów. Francja obawiając się napływu imigrantów z Włoch także zamierza uszczelnić granice.

Wydaje się, że jedynym kluczem do sukcesu jest porozumienie z krajami Afryki leżącymi nad Morzem Śródziemnym. Takie działania miały już miejsce, jednak wobec niestabilności szczególnie w Libii nie jest to proste do wykonania. W tym kraju dalej trwa wojna domowa, nie ma jednego, stabilnego rządu, który nadzorowałby cały kraj. Libia nie daje rady kontrolować całej linii brzegowej, a to w kontekście nielegalnej migracji jest rzeczą niezbędna. Niestabilna sytuacja ma również miejsce w Tunezji. Kraj zmierza w stronę rządów autorytarnych, mimo że przez wiele lat był jedynym demokratycznym krajem w północnej części Afryki. Do tego stanu rzeczy doprowadziła katastrofalna sytuacja gospodarcza. Kryzys i wzrost bezrobocia zradykalizowały społeczeństwo. Sam kraj postanowił szantażować UE, grożąc zmniejszeniem nadzoru nad nielegalną migracją, jeśli Unia bardziej nie wspomoże ich finansowo. Jest to patowa sytuacja. Tunezja jest pod ogromną presją ze strony Europy. Rząd postanowił przeprowadzić akcję konfiskaty Łodzi przemytnikom, jednak była to bardziej akacja pokazowa niż faktyczne działania.

Na Lampedusie padła propozycja utworzenia dziesięciopunktowego planu poradzenia sobie z kryzysem. W nim mówiono o wsparciu od unijnych instytucji w radzeniu sobie z kryzysem, porozumieniu z Tunezją, relokacji migrantów już przybyłych do Europy czy kampanii medialnej realizowanej poza UE zniechęcającej do podróży. Zwrócono dodatkowo uwagę na konieczność zintensyfikowania działań patrolowych na Morzu Śródziemnym realizowanym przez służby różnych krajów UE.

Kraje UE obawiają się powrotu wielkiej fali migracji z 2015 roku. Rośnie poparcie dla antyimigracyjnych partii na całym kontynencie. Wydaje się, że sprawa migracji może być ważnym tematem do końca tego roku, ponieważ presja zdecydowanie rośnie. Problem zauważa się już na wszystkich granicach UE. Ostatnio bardziej skupialiśmy się na wschodzie, bo to tam nielegalne przekroczenia zdawały się narastać. Jednak przemytnicy szukają ciągle nowych szlaków migracyjnych i nie wiadomo czego spodziewać się w przyszłości. 

Autor: Mateusz Bartczak

Zdjęcie: PAP/EPA/CIRO FUSCO