- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 3417
• Według MON-u w przypadku ataku na Bramę Brzeską na terytorium RP zostanie skierowane mniej więcej 100 tys. żołnierzy z państw NATO.
• Siła 300 tys. żołnierzy w stanie wysokiej gotowości nie jest przesadą i nadal wymaga starań o dalszą rozbudowę własnych sił zbrojnych.
• Pozytywną decyzją ze szczytu NATO jest zwiększenie sił wzmocnionej i wysuniętej obecności w krajach wschodniej flanki do poziomu brygad.
• Najsilniejszy członek NATO ma problemy z zaopatrywaniem konfliktu na pełną skalę. To zły prognostyk dla Polski.
• Polska powinna rozpocząć planowanie budżetu obronnego nie od określenia jego wielkości, ale potrzeb naszego państwa i możliwości.
Szczyt NATO nie był ringiem, na którym jako Polska odnieśliśmy sukces albo ponieśliśmy porażkę. Przebieg i skutki spotkania sojuszników były konieczną i naturalną kontynuacją procesów, które w NATO zachodzą od szczytu w Walii w 2014 r., a ze szczególną intensywnością od 2022 r. Szczyt w 2014 r. nie obfitował w medialnie nośne wydarzenia, tak jak zeszłoroczny w Madrycie, ale pokazał kompleksowo, w jaki sposób będziemy myśleć i tworzyć kolektywną obronę w najbliższych latach. Wojna na Ukrainie przypomniała decydentom, jak bardzo materiałochłonna jest wojna. Nie wystarczy jedynie przypisać 300 tys. ludzi do konkretnych odcinków frontu, ale również ich wyposażyć, być może przez kilka lat gorącej wojny.
Zdjęcie osamotnionego prezydenta Zełeńskiego na szczycie NATO w Wilnie kazało zastanowić się, czy akcesja Ukrainy do NATO jest w ogóle możliwa. To pytanie było obecne przed szczytem, a po nim pozostaje nadal otwarte. Jedno można po szczycie powiedzieć już teraz – NATO musi zadbać lepiej o to, by pozostać najlepszym gwarantem bezpieczeństwa w regionie, u którego kolejne państwa chcą szukać schronienia. To nie nastąpi, jeżeli wszyscy sojusznicy nie przyswoją sobie lekcji ze szczytu w Wilnie.
Czas na słowa, deklaracje i inspirujące zdjęcia mija. Sojusz coraz więcej myśli o sprzęcie, planach obronnych i gotowości do wojny obronnej. O sukcesie tych działań zadecydują nie tylko kolejne szczyty, ale przede wszystkim gotowość do wypełniania zobowiązań przez każdego sojusznika z osobna.
Więcej żołnierzy dla kolektywnej obrony
By zrozumieć, co NATO wynosi ze szczytu w Wilnie, trzeba przypomnieć, co ustalono rok temu w Madrycie. Sojusz przyjął pierwszą od lat koncepcję strategiczną, Szwecja i Finlandia otrzymały zaproszenia do akcesji, a Chińska Republika Ludowa po raz pierwszy pojawiła się w strategii jako rosnące wyzwanie. To właśnie w Madrycie opinia publiczna mogła usłyszeć o nowych planach obronnych NATO. Zeszłoroczny szczyt pokazał, że sojusz rozpoczął prawdziwe przygotowania na wypadek wojny z Rosją. W 2023 r. NATO sygnalizuje, że wykona kolejne kroki, aby taki konflikt wygrać i bronić każdego centymetra terytorium sojuszników.
Bardzo ważnym rezultatem dla wschodniej flanki jest przyjęcie zapowiedzianych jeszcze w Madrycie regionalnych planów obronnych. Z oczywistych względów niewiele wiemy o szczegółach, ale chodzi o 300 tys. żołnierzy państw sojuszniczych, którzy mają być utrzymywani w stanie wysokiej gotowości. Więcej szczegółów zdradził minister obrony narodowej. Zaznaczył, że w przypadku ataku na Bramę Brzeską na terytorium RP zostanie skierowanych mniej więcej 100 tys. żołnierzy z państw NATO.
Po pierwsze, jest to znacząca rozbudowa względem dotychczasowych NATO Response Force, które od 2015 r. liczyły około 40 tys. żołnierzy. Po drugie, to zmiana jakościowa. W ramach nowych planów obronnych poszczególne jednostki z wybranych państw zostały przydzielone do obrony konkretnych odcinków granic państw NATO. Zgodnie z konkluzjami szczytu w Wilnie sojusz będzie te plany regularnie testował i ćwiczył.
To bardzo wyraźne wzmocnienie, ale nie należy zapominać, że potencjalna wojna, na którą szykuje się NATO, będzie wymagała prawdopodobnie zaangażowania większej liczby żołnierzy. Dość przypomnieć, że według części szacunków podczas trwającej wojny na Ukrainie poległo lub zostało rannych 354 tys. żołnierzy. Siła 300 tys. żołnierzy w stanie wysokiej gotowości nie jest przesadą i nadal wymaga (szczególnie od państw wschodniej flanki) starań o dalszą rozbudowę własnych sił zbrojnych.
Jeszcze ważniejsze niż siły, które w razie potrzeby mają przybyć w rejon walk, są te oddziały sojuszników, które będą na miejscu w momencie wybuchu konfliktu, dlatego jednoznacznie pozytywną decyzją szczytu jest zwiększenie sił wzmocnionej wysuniętej obecności w krajach wschodniej flanki do poziomu brygad.
Trudno powiedzieć, jak szybko ta zmiana nastąpi w praktyce, ale warto odnotować, że np. decyzję Niemiec o rozbudowie ich dotychczasowych wysuniętych sił na Litwie podjęto jeszcze przed wileńskim szczytem. Jest to o tyle pozytywny przykład, że pokazuje, że można działać proaktywnie bez czekania wyłącznie na decyzje szczytów NATO.
Podobnie swoją obecność już teraz zwiększyła Francja w Estonii i Rumunii. Było to możliwe nie tylko ze względu na istniejące zobowiązania wewnątrz NATO, ale też dzięki dobrym stosunkom, jakie panują np. między Tallinem a Paryżem (Estonia jest np. członkiem European Intervention Initiative zainicjowanej w 2018 r. przez Francję).
Nerw wojny – zapasy…
Podjęte decyzje nie mają znaczenia bez należytego finansowania i gromadzenia potrzebnej w razie konfliktu ilości zaopatrzenia i sprzętu, dlatego zarówno tuż przed szczytem, jak i podczas niego przywódcy rozmawiali o Defence Production Action Plan, czyli planie rozwoju produkcji zbrojeń. NATO ma ambicję, aby pobudzić sojuszników do współpracy przy produkcji uzbrojenia, która sprosta rosnącemu zapotrzebowaniu oraz pomoże zoptymalizować wysokie koszty związane z rozbudową naszych arsenałów.
W praktyce może to wyglądać jak program zakupu amunicji 155 mm za 1 mld dol., prowadzony za pomocą NSPA, czyli Natowskiej Agencji Wsparcia i Zamówień. Sam fakt, jak często Jens Stoltenberg mówił o zaopatrzeniu, produkcji i łańcuchach dostaw przed szczytem w Wilnie oraz w końcowym komunikacie szczytu, dobitne pokazuje wagę wyzwania.
Dlaczego to tak ważne? Przede wszystkim dlatego, że wojna na Ukrainie przypomniała decydentom, jak bardzo materiałochłonna jest wojna. Nie wystarczy jedynie przypisać 300 tys. ludzi do konkretnych odcinków frontu, ale trzeba również ich wyposażyć, być może przez kilka lat gorącej wojny.
Obecnie Ukraina walczy przy użyciu sprzętu, który spływa niemal ze wszystkich państw NATO, a mimo to nawet Stany Zjednoczone złapały niepokojącą zadyszkę. Jak pisał Mateusz Piotrowski z PISM, Amerykanie w pierwszym roku wojny przekazali Ukrainie 40% swoich zapasów wyrzutni Javelin i 1/3 stingerów. To oznacza, że przy obecnej wydajności przemysłu zbrojeniowego w USA powstałe ubytki zostaną nadrobione dopiero za 3-5 lat. Tymczasem wojna pożera kolejne miliony pocisków i setki sztuk zaawansowanego sprzętu – czołgów, transporterów, haubic i wiele innych, których nikt nie wyprodukuje z dnia na dzień.
Najsilniejszy członek NATO ma problemy z zaopatrywaniem konfliktu na pełną skalę. To zły prognostyk dla mniejszych państw, w tym Polski. Oczywiście wojna NATO z Rosją z pewnością wyglądałaby zupełnie inaczej niż wojna Rosji z Ukrainą, ale na pewno nie byłaby mniej intensywna.
… i pieniądze
Temat zwiększania zdolności produkcyjnych i sił zbrojnych naturalnie łączy się z pieniędzmi. Szczyt NATO w Wilnie potwierdził zobowiązanie do wydatkowania przez państwa członkowskie 2% PKB na obronność. Jednocześnie w komunikacie ze szczytu z 11 lipca zwrócono uwagę na to, że w pewnych obszarach 2% PKB nie będą wystarczające. Jest to spójne z wcześniejszymi wypowiedziami sekretarza generalnego NATO, Jensa Stoltenberga, na temat tego, że 2% to floor, a nie celling. Dodatkowym wymaganiem pozostaje przeznaczenie 20% z tych funduszy na główne wyposażenie (ang. major equipment), a także badania i rozwój.
Należy przypomnieć, że nie wszystkie państwa sojusznicze wywiązują się ze zobowiązania przeznaczania 2% PKB na obronność. Nie robią tego chociażby jak Niemcy, Włochy i Francja. Rząd federalny Niemiec zobowiązał się w ostatnio opublikowanej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego do „poprawy” i przeznaczania średnio 2% PKB w ciągu następnych lat.
Problemem pozostaje nie tylko kwestia wywiązywania się przez państwa członkowskie sojuszu ze złożonych zobowiązań. Potrzebne jest nie tylko odpowiednie finansowanie sił zbrojnych państw członkowskich, lecz także odpowiednie wydatkowanie przeznaczonych na obronność funduszy. Wymóg wydatkowania 20% funduszy obronnych na główne wyposażenie, badania i rozwój to wskazanie na tę właśnie kwestię. Celem każdego budżetu obronnego musi być zapewnienie środków potrzebnych do utrzymania zdolności bojowych przez siły zbrojne oraz ich modernizacji. Wydawanie 3%, 4%, a nawet 5% PKB na obronność jest medialnie nośne, lecz nie gwarantuje, że w razie konfliktu siły zbrojne będą w stanie ochronić kraj przed agresorem. Znaczenie ma nie tylko kwota wydatków, ale również ich finalne przeznaczenie.
Właściwe określenie potrzeb poszczególnych państw członkowskich pozwoli na lepszą koordynację działań całej organizacji. Punktem wyjścia powinno być określenie potrzeb i możliwości NATO jako całości, a następnie zapewnienie odpowiedniego finansowania. 2% PKB krajów bałtyckich nie może równać się z 2% PKB Niemiec czy Francji, więc trzymanie się tylko tej liczby jest niewystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa sojuszu, chociaż na pewno ma potencjał mobilizujący. Również wydawanie 20% na modernizację wyposażenia nie odpowiada na wszystkie zagrożenia, gdy zakupy poszczególnych państw w zakresie uzbrojenia są nastawione na bezpieczeństwo danego członka NATO, a nie szerzej na zapewnienie bezpieczeństwa poprzez koordynację działań w ramach sojuszu.
Zgodnie z tym natowskim trendem Polska powinna rozpocząć planowanie swojego budżetu obronnego nie od określenia jego wielkości, lecz od wskazania potrzeb naszego państwa i możliwości, jakie kraj, taki jak Polska, posiada, żeby zapewnić sobie samemu bezpieczeństwo. Nie można zapominać, że obecnie polskie siły zbrojne borykają się z niepełnym ukompletowaniem i niskimi nakładami na badania i rozwój, co może prowadzić do upośledzenia ich zdolności w przyszłości.
Można argumentować, że próby według proponowanego powyżej modelu już podejmowano. Przykładem jest Koncepcja Obronna RP, opublikowana w 2017 r., do przygotowania której powołano najpierw 5 zespołów, z których każdy odpowiadał za analizę sytuacji oraz przedstawienie wniosków i rekomendacji w przypisanej mu dziedzinie, a następnie stworzenie spójnej strategii utrzymania i modernizacji sił zbrojnych RP.
W ostatnim czasie pojawił się szereg przykładów kontrowersyjnych zapowiedzi radykalnego zwiększenia wydatków na cele obronne z 2% do nawet 5% PKB, a więc ponad dwukrotnie, o czym świadczą punkty procentowe. Dokonano również i przedstawiono plan licznych zakupów w zakresie uzbrojenia, które były krytykowane jako nieodpowiadające faktycznym potrzebom obronnym Polski.
Fredrik Löjdquist, dyrektor szwedzkiego SCEEUS, w rozmowie z Michałem Wojtyło kreśli możliwe scenariusze rozwoju konfilktu na Ukrainie: Putin gra na czas. Zachód nie może bać się rozpadu RosjiDominik Cheda przedstawia pomysły na realizację polskiej racji stanu w obliczu sporów w transatlantyckiej rodzinie: Geopolityczny dylemat. Polska między Unią Europejską a Stanami ZjednoczonymiNowy prezes KJ na kanwie wizyty prezydenta Zełenskiego pisze o „prześnionych” sukcesach w relacjach polsko-ukraińskich: Romantyczne machanie szabelką? Polskie państwo zdało egzamin z pozytywistycznej pracy u podstaw
Dyplomacja na szczytach to nie wszystko
Szczyt w Wilnie jest dobrym momentem, żeby przypomnieć, że takie spotkania to niejedyne okazje, żeby podejmować inicjatywy w ramach NATO. Polska jest, lecz może powinna być bardziej i jeszcze w inny sposób, aktywna w tej organizacji. Czekanie na decyzje szczytu, podczas gdy NATO jest organizacją, w której decyzje zapadają jednogłośnie, jest strategią wysoce narażoną na niepowodzenie. Bardziej precyzyjne i dokładne określenie potrzeb w zakresie bezpieczeństwa przez Polskę pozwoli na skuteczniejsze dobieranie partnerów spośród państw sojuszniczych NATO i formowanie bardziej efektywnych formatów współpracy.
Jedną z możliwości współpracy jest formowanie koalicji ad hoc, a więc koalicji państw członkowskich NATO chętnych do podjęcia danego działania. Zwiększenie potencjału wojskowego Polski jest szansą na poprawienie tego typu współpracy i zwiększenie bezpieczeństwa w regionie. Warto częściej wykorzystywać ten format.
Przykładem mogą być państwa bałtyckie. W przypadku Litwy podjęto już takie działania. Możliwości stwarza również wykorzystanie stałego przedstawicielstwa Polski przy NATO w Brukseli. Jeśli cele i środki zostaną dobrze zdefiniowane, może się to okazać pomocnym narzędziem, po pierwsze, do budowania koalicji ad hoc, po drugie, do koordynacji innego typu działań w ramach całego sojuszu. Nie można pominąć faktu, że współpraca wymaga woli jej podjęcia. Nie tylko Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy państwa bałtyckie mogą być naszymi partnerami. Potencjał Francji i Niemiec jest istotny również w dziedzinie bezpieczeństwa, a nie tylko w ramach Unii Europejskiej.
Maciej Sobieraj i Mateusz Gładys ( klubjagiellonski.pl) >>>
Autor grafiki: Julia Tworogowska
- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 32711
Na koniec czerwca br. oddziały Agencji Mienia Wojskowego wypłaciły prawie 2,5 tysiąca odpraw oraz ponad 86 tys. świadczeń mieszkaniowych dla żołnierzy zawodowych – wynika z informacji AMW, także w sprawie zmian w zakwaterowaniu sił zbrojnych.
Mniejsza wartość jednostkowa odprawy mieszkaniowej
W I półroczu 2023 r. AMW wypłaciła dla żołnierzy zawodowych odchodzących z armii 2 462 odprawy mieszkaniowe za blisko 590 mln zł (przeciętna wartość jednego świadczenia wyniosła ok. 240 tys. zł). W identycznym okresie roku ubiegłego wojskowi pobrali 1 565 odpraw na łączną kwotę 402 mln 397 tys. zł ( średnio ok. 257 tys. zł). Większy przyrost tych świadczeń (o prawie 60 proc.) nie jest dobrą informacja dla resortu obrony narodowej, którego celem jest utrzymanie żołnierzy w służbie czynnej i przeszkolenie jak największej liczby ochotników. Zapowiada się kolejny rekordowy rok pod względem liczby pożegnań kadry zawodowej z wojskiem.
Z kolei mniejsza średnia kwota odprawy oznacza, że z mundurem wojskowym rozstają się coraz młodsi stażem żołnierze. Tym bardziej, że porównywalnym okresie sprzed roku zwiększył się o 8 proc. wskaźnik ceny 1 m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego oddanego do użytkowania w kwartale poprzedzającym zwolnienie z tej służby, określanego w komunikacie GUS. W I kw. 2023 r. ten wskaznik wyniósł 5 668 zł za 1 m kw.
Należy przypomnieć, że po zmianie ustawy o obronie Ojczyzny (od 23 kwietnia 2022 r.) odprawa mieszkaniowa wynosi 3 proc. wartości przysługującego lokalu mieszkalnego za każdy rok podlegający zaliczeniu do wysługi lat, od której jest uzależniona wysokość dodatku za długoletnią służbę wojskową. Ta odprawa nie może być niższa niż 45 proc. oraz nie wyższa niż 100 proc. wartości przysługującego lokalu mieszkalnego ( było 80 proc.).
W takim przypadku osiągnięcie 100 proc. wartości przysługującego lokalu mieszkalnego jest możliwe przy wysłudze 33 lat.
Jak wynika z informacji przekazanych nam przez Małgorzatę Weber, rzecznika AMW, do 30 czerwca br. zostało złożonych 16 wniosków o odprawę dla których wartość przysługującego lokalu mieszkalnego wynosiła 100 proc. Średnia ich wysokość wynosiła 477 tys. zł. W porównywalnym okresie roku ubiegłego Agencja odnotowała wypłatę 22 pełnych odpraw.
Najwięcej odpraw w tym roku wypłacił Oddział Regionalny w Krakowie (380), Warszawie (315) oraz w Gdyni (294). Natomiast najmniej odpraw odnotowały OR w Poznaniu (128), Zielonej Górze (184) oraz we Wrocławiu (192).
Wyższe świadczenia mieszkaniowe
Według stanu na 30 czerwca 2023 r. wypłacono łącznie 491 888 świadczeń mieszkaniowych za blisko 381 mln zł. Średnia wysokość świadczenia wynosiła 774, 40 zł. W lipcu wypłacono należne za czerwiec świadczenie mieszkaniowe dla 86 005 żołnierzy. Rok temu świadczenie otrzymało 75 333 żołnierzy, a średnia należność była średnio o sto zł niższa. Świadczy to o tym, że systematycznie rośnie liczebność sił zbrojnych RP i osób uprawnionych do świadczenia. Ponadto pojawiły się korzyści ze zmiany wskaźników wynikających z nowelizacji rozporządzenia MON z 21 listopada 2022 r. w sprawie wypłaty świadczenia mieszkaniowego dla żołnierzy zawodowych. Na mocy tych przepisów zwiększono urealnienie współczynników świadczenia mieszkaniowego do obecnej sytuacji na rynku mieszkaniowym.
Od 1 stycznia br. największy wzrost świadczenia wystąpił w garnizonie Warszawa (wzrost o 600 zł, z 900 zł), chociaż za 1500 zł ciężko jest w stolicy wynająć lokum. Ponadto skorzystali mieszkańcy Wędrzyna (wzrost z 450 zł do 900 zł ), Świnoujścia (z 900 do 1260 zł). Zmiany nastąpiły także we wschodnich garnizonach m.in. w Chełmie i Jarosławiu z 390 zł do 570 zł oraz w Nowej Dębie z 450 zł do 600 zł.
Wskaźniki nie uległy zmianie w 29 garnizonach, ale możliwa jest korekta.
W co czwartym garnizonie nie podniesiono wskaźnika świadczenia( obecnie wynosi on od 1,2 do 5, przy stawce podstawowej wynoszącej 300 zł). Nie uległy zmianie wskaźniki w tak dużych miastach jak m.in. Bydgoszcz, Bytom, Opole, Poznań, Przemyśl i Toruń.
Dobrą informacją dla kadry WP jest fakt, że w parlamencie dobiegają końca prace legislacyjne nad nowelizacją ustawy o Agencji Mienia Wojskowego, która zmienia także niektóre przepisy ustawy o zakwaterowaniu sił zbrojnych. W art. 48 ust. 17 pojawia się upoważnienie dla szefa MON do wydania rozporządzenia MON.
Jak wynika z wyjaśnienia AMW, nowe regulacje umożliwią uwzględnienie przy określeniu wysokości współczynnika świadczenia mieszkaniowego obok istniejącego kryterium „ceny rynkowej najmu lokali mieszkalnych w garnizonie”, także czynnika „szczególnego znaczenia garnizonu dla obronności kraju”. Zapis ten wskazuje, jakie czynniki należy wziąć pod uwagę w analizach przy ustalaniu wysokości tego współczynnika.
W odpowiedzi na zapytanie portalu, nie podano w jakich garnizonach mogą być podwyższone wskaźniki świadczenia. Będzie to wymagało przeprowadzenia przez AMW ponownej analizy cen rynkowych najmu lokalu oraz konsultacji, prawdopodobnie z nowym już kierownictwem MON.
Zmiany zakwaterowania w internatach
Według stanu z połowy roku Agencja Mienia Wojskowego dysponowała 10 051 miejscami w internatach i kwaterach internatowych. W tym zasobie internatowym zakwaterowano 8 644 żołnierzy, 167 osób zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych podległych lub nadzorowanych przez ministra obrony narodowej oraz dzieci żołnierzy i pracowników pobierających naukę poza miejscowością zamieszkiwania. To stanowi 87 proc. wykorzystania miejsc internatowych.
Nowelizowany obecnie zapis ustawy dotyczący możliwości zakwaterowania w internacie albo kwaterze internatowej żołnierza zawodowego, którego prawo do zakwaterowania jest realizowane przez przydział kwatery albo innego lokalu mieszkalnego w miejscowości innej niż miejscowość pełnienia służby lub miejscowości pobliskiej, zwiększa grupę uprawnionych do odpłatnego zakwaterowania, pod warunkiem zaspokojenia potrzeb żołnierzy zawodowych.
Jak informuje AMW, w pierwszej kolejności zaspakajane są potrzeby żołnierzy, którzy nie mają zrealizowanych uprawnień mieszkaniowych. Aby nie generować kosztów utrzymania zasobu internatowego utrzymywana jest niewielka rezerwa wolnych miejsc. Jeżeli do pełnienia służby w danej miejscowości, w krótkim okresie przybędzie duża grupa żołnierzy, może wystąpić sytuacja odmowy zakwaterowania w internacie żołnierza, który zrealizował już swoje uprawnienia mieszkaniowe (np. zajmuje lub wykupił lokal od Agencji w innej miejscowości).
- Aktualnie takie ryzyko nie zachodzi w żadnym garnizonie – zapewnia rzecznik Agencji.
W art. 51 pojawia się zapis, że „dyrektor oddziału regionalnego właściwy dla garnizonu, w którym żołnierz pełni służbę wojskową, kieruje żołnierza do zamieszkiwania w internacie albo kwaterze internatowej w „ formie czynności materialnotechnicznej”. Zwróciliśmy się do AMW o wyjaśnienie co to są te czynności materiałowo-technicznej i na czym polega zmiana wobec obecnych regulacji?
„ Dodanie tego przepisu wynika z konieczności uregulowania sposobu tej czynności. Oznacza to, że tak jak dotychczas przydział żołnierzom miejsca w internacie albo w kwaterze internatowej będzie następował na podstawie wydanego „skierowania”. Odmowa tego przydziału będzie odbywać się w formie decyzji administracyjnej, od której przysługiwać będzie odwołanie do organu II instancji oraz prawo rozpoznania sprawy w trybie sądowo-administracyjnym”.
W ocenie Agencji, doprecyzowanie tego zapisu pozwala na szybkie kierowanie żołnierzy do zakwaterowania na podstawie skierowania. Zdarzały się bowiem wątpliwości co do charakteru prawnego tej czynności.
Czynsze zamrożone?
Procedowana obecnie w parlamencie zmiana przepisu art. 36 ust. 2a i 2b ustawy o zakwaterowaniu Sił Zbrojnych RP umożliwia szefowi MON określenie rocznej waloryzacji stawek czynszu dla: żołnierzy zawodowych, emerytów wojskowych, rencistów wojskowych oraz wdowy po żołnierzach zawodowych, emerytach wojskowych lub rencistach wojskowych, a także dzieci żołnierzy zawodowych do czasu zawarcia przez nie związku małżeńskiego, nie dłużej jednak niż do dnia ukończenia 25. roku życia.
Zgodnie z nowymi zapisami wysokość waloryzacji będzie zależała od decyzji szefa MON. Jak wynika z pisma ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka skierowanego do żołnierzy 17 lipca 2023 r. „w tym i kolejnych latach wskaźnik ten wyniesie zero. Co oznacza utrzymanie opłat na dotychczasowym poziomie”.
Agencja zapewnia, że w latach 2021-2022 nie zwiększała opłat za używanie lokali mieszkalnych zajmowanych przez wyżej wymienione osoby. Ewentualne podwyżki dotyczył tylko opłat których wysokość zależna jest od zużycia oraz ceny surowców określonych przez dostawców oraz ewentualnie opłat pośrednich wynikających ze zużycia energii cieplej, elektrycznej, gazu, wody, odbioru nieczystości stałych i płynnych. R.Ch.
Zdjęcie: AMW ( internat w Lublincu)
- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 32458
• Do 2035 r. w Wojsku Polskim powinno służyć 300 tysięcy żołnierzy. Aktualnie jest ich 170 tysięcy, mamy 12 lat, aby osiagnąć tę liczbę.
• Zwalczanie braków kadrowych MON rozpoczęło się od próby wciągnięcia do armii ok. 40 tysięcy cywilnych pracowników WP.
• Jeśli chcemy myśleć realistycznie o rozbudowie wojska, to nie powinno nam zależeć na wcielaniu do niego cywilnych księgowych.
• Poziom ukompletowania polskiej armii wynosi nie więcej niż 58 proc.. Oznacza to, że brakuje nam ok. 35 tysięcy zawodowych żołnierzy.
• W ubiegłym roku do WOT dołączyło 12 tysięcy ochotników, a terytorialsi cieszą się coraz większym uznaniem społeczeństwa.
Ministerstwo Obrony Narodowej wespół z Centralnym Wojskowym Centrum Rekrutacji przekonują, że do 2035 r. w Wojsku Polskim służyć będzie 300 tysięcy osób (aktualnie jest ich 172,5). Na drodze do realizacji tego przedsięwzięcia stoi jednak wiele nierozwiązanych problemów i popełnionych błędów, co każe podać w wątpliwość optymistyczne szacunki polskich wojskowych i polityków.
Na początku przeanalizujmy koncepcję rozbudowy Wojska Polskiego poprzez konfrontację docelowej liczebności ze stanem obecnym. Wspomniane 300 tysięcy ma obejmować przede wszystkim 187 tysięcy żołnierzy zawodowych we wszystkich pięciu rodzajach sił zbrojnych: Wojskach Lądowych, Marynarce Wojennej, Siłach Powietrznych, Wojskach Specjalnych oraz zawodowców z Wojsk Obrony Terytorialnej.
Do tego dochodzi 50 tysięcy niezawodowych żołnierzy pełniących terytorialną służbę wojskową w WOT i 50 tysięcy żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej (DZSW), plus pozostałe kilkanaście tysięcy w trakcie szkolenia. Zgodnie z programem stan ten ma zostać osiągnięty w 2035 r.
Dla zobrazowania zaplanowanego wzrostu ilościowego wynikającego z powyższych ustaleń należy odnotować, że w 2022 r. liczba żołnierzy zawodowych wynosiła nieco ponad 115 tysięcy we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, 35 tysięcy żołnierzy WOT i ok. 16 tysięcy odbywających DZSW na różnych etapach szkolenia.
Nie da się ukryć, że poprzeczka została postawiona wysoko. Tymczasem Ministerstwo Obrony Narodowej zaczyna od zachęcania do założenia munduru cywilnych pracowników wojska, których w armii pracuje w sumie ponad 40 tysięcy. Chodzi tu o specjalistów od obsługi biurowej, logistyki czy infrastruktury technicznej, którzy przecież w maju rozpoczęli protest w sprawie niskich wynagrodzeń.
Jeśli w obliczu tak poważnych braków kadrowych chcemy myśleć realistycznie o rozbudowie wojska, to nie powinno nam zależeć na wcielaniu do niego cywilnych księgowych z Wojskowych Oddziałów Gospodarczych, aby wyciszyć ich skargi, a później móc pochwalić się wykonaniem planu. Powinno być wręcz odwrotnie – planowany wzrost ilościowy daje dobrą okazję do przeprowadzenia całościowej optymalizacji zadań zaplecza.
Krokiem trudnym, choć być może niezbędnym, byłaby rewizja administracji (szczególnie części finansowo-gospodarczej) i systemu logistycznego (zwłaszcza zabezpieczenia materiałowego). Następnie należałoby ocenić, o ile można odchudzić hiperbiurokratyczne struktury wojskowe, przenosząc część tych zadań w ręce zewnętrznych kontrahentów.
Największy problem Wojska Polskiego
W tym miejscu należy zmierzyć się z być może największą bolączką polskiej armii, jaką jest jej niski stopień ukompletowania. Ze wspomnianych wcześniej 115 tysięcy żołnierzy zawodowych we wszystkich rodzajach sił zbrojnych, ok. 54 tysiące służą w Wojskach Lądowych, zaś druga połowa w pozostałych czterech razem wziętych. Jednak to właśnie ten rodzaj sił zbrojnych interesuje nas najbardziej, gdyż odgrywa kluczową rolę w większości możliwych scenariuszy konfliktu zbrojnego na terytorium Polski i w okolicach.
Jak ustalił Jarosław Wolski, liczba etatów w WL to ok. 93 tysiące, zatem poziom ukompletowania wynosi nie więcej niż 58 proc. Widać więc już teraz, czyli przed wdrożeniem rozbudowy, że deficyt sięga kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy zawodowych.
Skoro liczba etatów ma zwiększyć się o następne dziesiątki tysięcy, na tym etapie najlepiej byłoby dosłownie sklonować każdego żołnierza polskiego.
Dlaczego ten wskaźnik jest tak istotny? Ukompletowanie jednostek wojskowych przekłada się bezpośrednio na ich gotowość operacyjną, szczególnie zdolność szybkiego reagowania. Współcześnie czas reakcji na zagrożenia mierzy się w godzinach, jeśli nie minutach. Trudno wyobrazić sobie, że w razie potrzeby za bramę jednostki wyjedzie raptem połowa personelu.
Oczywiście, stopień ukompletowania różni się pomiędzy jednostkami. Można przyjąć, że elitarne brygady powietrznodesantowe są wypełnione żołnierzami. W innych przypadkach bywa różnie: niekiedy w brygadzie dostatecznie obsadzony będzie jeden batalion z trzech, zaś w pozostałych na miejscu zostanie jedynie kadra dowódcza – domyślnie mają przybyć tam poborowi. Tym bardziej można zwątpić w poprawę sytuacji, gdy słyszy się o planach stworzenia dwóch dodatkowych dywizji, czy też o przejściu z trójkowego do czwórkowego schematu dywizji, czyli: cztery brygady w dywizji, cztery bataliony w brygadzie.
Polityka jest roztropną troską o dobro wspólne. Dążymy do budowy podmiotowej Rzeczypospolitej realizującej wskazania katolickiej nauki społecznej. W tym celu tworzymy niepartyjne, chadeckie środowisko polityczne, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Dołącz do grona naszych Darczyńców!
Kto i dlaczego żegna się z mundurem
Komentując politykę kadrową Wojska Polskiego, zwykło się poświęcać szczególną uwagę zjawisku rezygnacji żołnierzy ze służby. Ubiegły rok zakończył się medialną awanturą, gdy okazało się, że w 2022 r. z wojska odeszło ok. 9 tysięcy żołnierzy zawodowych, wobec niecałych 14 tysięcy nowo powołanych.
Rzadziej przytaczanym faktem jest, że już od 2016 r. stosunek odejść do powołań oscyluje wokół 60 proc.. To żaden skandal, lecz raczej prawidłowość, za którą ciągną się niekorzystne konsekwencje.
Warto zderzyć się z często powtarzaną tezą o odchodzeniu żołnierzy szczególnie doświadczonych, którzy mogliby dalej pracować w charakterze specjalistów i instruktorów. Uważam, że ten argument był zasadny raczej w latach 2009–2016, kiedy okres służby szeregowych zawodowych ograniczony był do 12-letniego kontraktu. Wskutek tego, z wojskiem przedwcześnie pożegnało się co najmniej kilkanaście tysięcy weteranów, biorących udział m.in. w misjach zagranicznych w Iraku i Afganistanie.
Ze wspomnianych 9 tysięcy rezygnacji z ubiegłego roku 17 proc. dotyczy oficerów, 36 proc. podoficerów, a 47 proc. szeregowych. Co ważne, rezygnacja oznacza z zasady przeniesienie do pasywnej rezerwy i nie równa się przejściu na emeryturę – spośród tych zwolnień nieco ponad połowa przypadków wiązała się z uzyskaniem uprawnień emerytalnych.
Strukturę nowych świadczeń emerytalnych należy przedstawić osobno: tutaj szeregowi stanowią niecałe 10 proc. żołnierzy kończących służbę wojskową. Odpływ oficerów i podoficerów (głównie podoficerów starszych, czyli chorążych) ze względu na wiek jest dość naturalny, ale szeregowi odchodzą z wojska po krótszym czasie i na większą skalę.
Długa jest lista przyczyn rezygnacji ze służby wojskowej, o czym mógłby przekonać się każdy podczas osobistej, pięciominutowej rozmowy z losowo spotkanym żołnierzem. Problem polega na tym, że w jego opowieści powody natury osobistej często przeplatają się z krytyką powszechnie znanych mankamentów wojska.
Wady organizacyjne, niedobory sprzętu (szczególnie wyposażenia indywidualnego), dobór personalny kadry dowódczej, nieterminowość wypłat – to wszystko ma negatywny wpływ na motywację człowieka, od którego przecież wymaga się poświęcania zdrowia i życia, gdy tymczasem na cywilnym rynku pracy łatwo o zatrudnienie spokojniejsze i porównywalnie opłacalne finansowo.
Wracając, można pokusić się o postawienie pewnych wniosków. Pierwotnie mamy do czynienia z normalnym cyklem rotacji żołnierzy, gdzie odchodzą starsi, a przychodzą młodzi. Bywa on negatywnie zakrzywiany na skutek bardzo wielu obiektywnych czynników, występujących w określonym momencie: wtedy odchodzą żołnierze rozczarowani i sfrustrowani, a przychodzi mniej tych zachęconych. Na cykl ten dodatkowo nakładają się procesy trwające przez dłuższy czas, które skutkują powolnymi zmianami strukturalnymi: etap formowania nowych jednostek, generacyjna wymiana sprzętu, okresy napięcia społeczno-politycznego.
Tak czy inaczej: część woli odejść, część chce przyjść. Odpowiadanie na potrzeby obu tych grup jest ważne; może krótkoterminowo poprawić bilans – a przypominam, że w zeszłym roku bilans wyniósł skromne pięć tysięcy nowych żołnierzy na plus. Kto mierzy w 300 tysięcy, musi nie tylko zapanować nad całym cyklem, zarówno na płaszczyźnie problemów szeregowego, jak i planowania długoterminowego; musi zwiększyć rozmiar cyklu rotacji o rząd wielkości.
Dwie twarze polskich rezerwistów
Jak pisaliśmy grudniu, rezerwy, którymi obecnie dysponujemy, nie wystarczą na uzupełnienie żadnych braków ani tym bardziej ewentualnych strat. Trzeba podkreślić, że temat rezerwy sięga znacznie głębiej i jest trudniejszy do uchwycenia, choć równie ważny.
Zgodnie ze znowelizowaną ustawą rezerwa dzieli się na pasywną i aktywną. Do pasywnej należą praktycznie wszyscy mężczyźni w Polsce, o których wojskowa komisja lekarska orzekła, iż są zdolni do pełnienia służby wojskowej. Aktywną tworzą tylko ci, którzy złożyli kiedyś przysięgę wojskową i teraz zgłoszą się jako ochotnicy do odbywania regularnych ćwiczeń.
Na czym więc polega problem? Cóż, rezerwę pasywną tworzą obecnie panowie, którzy swego czasu przewinęli się przez zasadniczą służbę wojskową (a ostatni z nich szli do wojska piętnaście lat temu), byli żołnierze zawodowi (stanowiący zdecydowanie najmniejszą część tego zbioru), a także właściwie każdy, kto posiada książeczkę wojskową, choćby z samym wojskiem nie miał nic wspólnego. Jeśli chodzi o rezerwę aktywną, to MON optymistycznie założyło, że w 2023 r. zgłosi się tam maksymalnie 10 tysięcy zainteresowanych.
Wróćmy tymczasem do metody zestawiania danych z koncepcją 300-tysięcznej armii. Tak liczna armia do funkcjonowania w warunkach wojennych czy choćby kryzysowych potrzebować będzie co najmniej kilkukrotnie większych rezerw. Do szerokiej kategorii pod tytułem „rezerwiści” może należeć nawet 1,7 miliona Polaków, lecz w tym roku na jakiekolwiek ćwiczenia MON zamierza powołać najwyżej 200 tysięcy ludzi, głównie mających nadane przydziały mobilizacyjne. Niestety, ale z wyjątkiem byłych żołnierzy zawodowych, którzy odeszli z wojska w ciągu ostatnich lat, wszystkich pozostałych można zaliczyć do grona cywili, których w razie potrzeby trzeba będzie szkolić od podstaw.
Czas ochotników
Przyjrzyjmy się następnie Wojskom Obrony Terytorialnej, które cechują się nieco odmienną charakterystyką liczebnościową. Przypominam, że jest to najmłodszy rodzaj sił zbrojnych, który działać ma na rzecz bezpieczeństwa lokalnych społeczności poprzez służbę żołnierzy-ochotników w brygadach na obszarze danego województwa, a ponadto w razie konfliktu ma być wsparciem wojsk operacyjnych. Sytuacja WOT jest relatywnie dobra: z zaplanowanych 50 tysięcy udało się na razie przyciągnąć 35 tysięcy żołnierzy.
W ubiegłym roku do WOT dołączyło prawie 12 tysięcy żołnierzy, zaś zrezygnowało niewiele ponad 8 tysięcy. Ciekawe, że są to liczby porównywalne do tych dotyczących Wojsk Lądowych, przy czym WOT są o wiele mniejszym rodzajem sił zbrojnych. Ze względu na niezawodowy profil cykl rekrutacji i rezygnacji obejmuje tam głównie szeregowych, którzy stanowili 86% odchodzących. Również z tego powodu częstsze są transfery z WOT do służby zawodowej (ponad tysiąc w 2023 r.) niż odwrotnie.
Stosunkowo łatwo jest się do WOT dostać, jak i po pewnym czasie odejść ze służby, co niekoniecznie musi być wadą tej formy służby wojskowej – jest to dogodny sposób na manifestowanie swoich uczuć patriotycznych.
Trzeba przyznać, że pomimo bardzo niskiego kredytu zaufania przyznanego na start w 2015 r. WOT zdołały wypracować świetne esprit de corps i popularność wśród społeczeństwa dzięki operacjom prowadzonym blisko ludzi, jak np. mocne wsparcie systemu ochrony zdrowia podczas pandemii koronawirusa.
W związku z tym można spodziewać się, że pogarszanie się poziomu bezpieczeństwa w Polsce będzie raczej mobilizować żołnierzy WOT i potencjalnych kandydatów, choć osiągnięcie zakładanego pułapu liczebności jest nadal dość odległe.
Nowy rozdział w polskim wojsku?
Jeszcze nowszym wynalazkiem jest dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Tak jak jej obowiązkowy pierwowzór, polega ona po prostu na powołaniu człowieka na rok do służby w jednostce wojskowej. Może ona być swoistym okresem próbnym przed zdecydowaniem się na zawodowstwo, jak i jedynie jednorazową przygodą z wojskiem. Od kwietnia 2022 r. na turnusach szkolenia DZSW zjawiło się łącznie 16 tysięcy ochotników, zaś na bieżący rok zakłada się wzrost ich liczby do 25 tysięcy.
Wraz z początkiem stycznia 2023 r. ogłoszono koncepcję sformowania nowej, piątej dywizji pod nazwą 1. Dywizji Piechoty Legionów, która ma składać się z czterech brygad rozmieszczonych głównie w województwie podlaskim. Co najciekawsze, przewiduje się obsadzenie jej przede wszystkim żołnierzami dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Jeśli kilkuletni proces formowania zakończy się sukcesem, to można spodziewać się, że i szósta dywizja funkcjonować będzie wedle tej zasady.
Z punktu widzenia tych dwóch dywizji – a wyłączywszy zawodową kadrę, mowa o co najmniej kilkunastu tysiącach ludzi – szkopuł tkwi w rokrocznym rekrutowaniu stopniowo coraz większej liczby chętnych ze wspólnej grupy ludzi ogólnie zainteresowanych podjęciem służby wojskowej, mających do wyboru jeszcze WOT. Zwiększanie liczebności polskiej armii ma szanse powodzenia wyłącznie wtedy, gdy rozpocznie się od likwidacji złudzeń.
Pierwszym krokiem na tej drodze jest zwalczanie kadrowej fikcji w jednostkach wojskowych, by zapewnić im maksymalny stopień ukompletowania i gotowości. Równolegle należy rozwijać wszelkie ochotnicze formy służby wojskowej, których wartością dodaną jest oswajanie społeczeństwa ze stopniowym zwiększaniem poziomu militaryzacji. Sprawą do pilnego załatwienia jest także opracowanie ulepszonego systemu rezerw, bowiem od etapu zawieszenia poboru stanowi on lukę, która powiększa się wraz z rosnącymi potrzebami.
Co więcej, przy pogarszającej się demografii powyższe kwestie mogą ostatecznie okazać się nierozwiązywalne bez przynajmniej częściowego przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. Mało kto odważy się podnieść tę kwestię w warunkach dobrze znanego w Polsce stanu permanentnej kampanii wyborczej, jednakże jeśli perspektywy na stabilizację ładu międzynarodowego są nikłe, powinniśmy być przynajmniej teoretycznie przygotowani na tę ewentualność.
Bez tych wysiłków 300-tysięczna armia pozostanie jedynie politycznym sloganem, a wojsko jego zakładnikiem.
Kamil Pachecki ( klubjagielloński.pl) >>>
Autor grafiki: Julia Tworogowska
- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 1215
Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało o rozpoczęciu ćwiczeń na Morzu Bałtyckim o nazwie Ocean Shield-2023. Dla Rosji jest to ważny obszar. Chcą zaznaczyć swoją obecność, a rangę wydarzenia podkreśla to, że dowodzi nimi sam admirał Nikołaj Jewmenow - dowódca Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej.
Prezydent Duda w Gdyni
Andrzej Duda odbył w piątek wizytę w Gdyni. Miała się ona odbyć już dzień wcześniej, ale z powodu bardzo złych warunków pogodowych, prezydencki samolot nie mógł wylądować i wrócił do Warszawy. Polskie władze chcą pokazać, że są blisko najważniejszych wydarzeń, a morze jest szczególnym obszarem dla bezpieczeństwa Polski. Stąd spotkanie w 3 Flotylli Okrętów oraz Centrum Operacji Morskich. Prezydent zapewnił, że Polskie służby cały czas monitorują sytuację.
Władza woli dmuchać na zimne
Po ostatnich wydarzeniach z Białowieży, kiedy dwa białoruskie helikoptery, najprawdopodobniej celowo naruszyły polską przestrzeń powietrzną i niezauważone przez wojskowe radary latały nad naszym krajem trzeba szybko pokazać się z lepszej strony. Dodatkowo dziwna wydaje się próba tuszowania sprawy. Kiedy wojsko i MON zaprzeczało zdarzeniu, ukazały się filmy i zdjęcia mieszkańców Podlasia, na których widać było białoruskie maszyny.
Ocean Shield-2023 – co Rosja nam pokaże?
2 sierpnia zaczęły się rosyjskie ćwiczenia na Morzu Bałtyckim. Około 6 tysięcy żołnierzy będzie brało udział w wielkich ćwiczeniach. Ich dokładna liczba nie jest do końca znana. 30 okrętów wojennych i 30 statków powietrznych będzie prowadziło operacje morskie imitujące działania wojenne.
NATO na bieżąco obserwuje ćwiczenia. Możliwe, że będziemy musieli się zmierzyć z kolejnymi prowokacjami. Teraz dobrze by było znaleźć sposób, aby na nie dobrze odpowiedzieć. Działania powinny być stanowcze. Rosja rozumie tylko siłę, a wszelki brak reakcji na ich działania zaczepne uzna za słabość.
Autor: Mateusz Bartczak
Zdjęcie: Przemysław Keler ( KPRP)
- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 18787
Pięć organizacji związkowych działających w resorcie obrony narodowej zawarły porozumienie z MON ws. wypłaty w tym roku nagrody w łącznej wysokości po 2000 zł brutto, w tym 1000 zł brutto przed 14 sierpnia z okazji Święta Wojska Polskiego oraz przyjęcia harmonogramu pracy nad Ponadzakładowym Układzie Zbiorowym Pracy dla Pracowników Wojskowych Jednostek Organizacyjnych Sfery Budżetowej z 8 czerwca 1998 r. ( PUZP).
W czwartek, 3 bm. odbyło się spotkanie siedmiu związków zawodowych zrzeszających w resorcie obrony narodowej pracowników cywilnych z Wojciechem Skurkiewiczem, wiceministrem obrony narodowej oraz dr. Wojciechem Drobnym, dyrektorem Departamentu Spraw Socjalnym, pełnomocnikiem MON ws. współpracy ze związkami zawodowymi
Jak już informowaliśmy, szef MON Mariusz Błaszczak podjął decyzję o realizacji wypłat nagród jednorazowych dla pracowników resortu obrony narodowej z okazji Święta Wojska Polskiego Nagrody wypłacą właściwi dysponenci pracodawców według zatrudnienia na pełnym etacie na koniec czerwca 2023 r. w wysokości 1000 zł brutto. Osoby na pół etatu mogą liczyć na połowę tej kwoty.
Zgodnie z podpisanym w czwartek porozumieniem, wypłata ma nastąpić do 14 sierpnia br. - poinformował Roman Richert, wiceprzewodniczący Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników Wojska.
Już na początku spotkania związkowców padło pytanie czy obejmie pracowników cywilnych uczelni wojskowych czy też instytucji kultury, w tym muzeów, którzy w ubiegłym roku zostali pominięci przy podwyżkach wynagrodzeń. Wiceminister Skurkiewicz zapewnił, że te nagrody obejmą tych pracowników.
Ponadto wszyscy pracownicy wojska - w wyniku nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej i podwyższenia wskaźnika inflacji – otrzymają do końca września br. drugą nagrodę jednorazową w wysokości 1000 zł brutto.
W trakcie spotkanie przedstawiciele 4 organizacji związkowych MON: NSZZ PW, Związek Zawodowy Poligrafów, NSZZ „Solidarność”, NSZZ „Solidarność 80” i Związku Zawodowego Sektora Obronnego podpisały porozumienie z MON ws. wypłaty nagród jednorazowych oraz przyjęcia harmonogramu pracy nad PUZP. Porozumienie nie podpisały Związek Zawodowy „Militaria” oraz Związek Pracowników Wojska „Tarcza”, bowiem uczestniczące w tym spotkaniu osoby nie miały odpowiedniego pełnomocnictwa.
Porozumienie przewiduje, że aktualizacja stawek w ramach PUZP wejdzie w życie od 1 listopada zamiast oczekiwanego przez związkowców 1 października – dodał Dariusz Kuleta, przewodniczący NSZZ PW wojskowych centrów rekrutacji. Związkowcy zaproponowali, by stawki w najniższej I grupie tabeli zaszeregowania wynosiły 3000 zł brutto, w drugiej wyniosły od 3300 zł do 4600 zł, w XIII - od 4300 do 6900 zł, XVI – od 5000 zł do 8100 zł, w XX – od 6400 zł do 10000 zł, a XXVI ( najwyższej ) od 8600 do 13800 zł. Te najniższe z uwagi na planowane podwyższenie minimalnej płacy minimalnej od 1 stycznia 2024 r. w wysokości 4300 zł brutto – nie będzie uwzględniane.
Należy przypomnieć, że MON proponował wejście w życie nowych, wyższych stawek wynagrodzenia pracowników wojska od 1 stycznia 2024 r. Departament Spraw Socjalnych ma szczegółowo wyliczyć skutki tych podwyżek dla budżetu MON.
Zmiany są konieczne w PUZP, bowiem w umowie z 8 czerwca 1998 r. nie ma wielu stanowisk związanych z Wojskowym Centrum Rekrutacji ( poprzednio pracownicy WSzW i WKU mieli inny status i nie byli w układzie zbiorowym), cyberprzestrzenią czy też informatyzacją. Ponadto stawki w załączniku do PUZP nie zmieniały się od kilku lat, pomimo rosnącej stale płacy minimalnej w państwie, wymuszonej wysoką inflacją.
W sprawie negocjacji PUZP mają być powołane zespoły ze strony społecznej i przedstawicieli MON. R.Ch.
- Awanse żołnierzy zawodowych na dotychczasowych zasadach
- Przyspieszone szkolenia podstawowe w Straży Granicznej, zapowiedź rozbudowy infrastruktury. Szykuje się kolejne wzmocnienie wschodniej granicy
- 134,6 mln zł na nagrody dla żołnierzy zawodowych
- Nagrody dla pracowników wojska. W dwóch ratach po tysiąc zł