Jeszcze po wyborach nie utworzyła się rządowa koalicja, a już w mediach, w tym również społecznościowych doszło do sporu o docelową liczebność armii między byłym a obecnym szefem MON. Tomasz Siemoniak na antenie RMF FM podważył sens tworzenia 300-tysięcznej armii z uwagi m.in. na niewystarczający potencjał demograficzny. Jego zdaniem "optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa, 30-40 tysięcy obrony terytorialnej, 20-30 tysięcy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej i zbudowanie kilkusettysięcznej rezerwy". W sumie 200-220 tysięcy pod bronią. Mariusz Błaszczak uznał, że słowa posła PO „oznaczają zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP".
Powołanie trzystutysięcznej armii obecna koalicja prawicowa uznała jeden z podstawowych priorytetów uzasadniających prace nad ustawą o obronie Ojczyzny. Ale - jak wspomniał poseł PO – nie przyjmując żadnego dokumentu na ten temat. Co prawda w mediach społecznościowych można zetknąć się z opracowaniem graficznym Zarządu Planowania Użycia Sił Zbrojnych i Szkolenia P3/P7 Sztabu Generalnego WP, w którym docelowy poziom ( co najmniej 300 tysięcy, bez aktywnej rezerwy), ma być osiągnięty dopiero w 2035 r. Żołnierzy zawodowych za dwanaście lat ma być dokładnie 187 127, a zawodowych w okresie kształcenia - 9373, w terytorialnej służbie - 50 tysięcy, podobnie jak w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej, a w DZSW w okresie kształcenia – 3500 ( na ogół są to podchorążowie i kadeci na I roku).
MON nie ujawnił do tej pory ścieżki dojścia do tego poziomu, zaś opracowanie SG WP nie jest poparte danymi demograficznymi. Nie poinformowano ilu w najbliższych dwunastu latach zgłosi się ochotników do wojska przy niżu demograficznym, coraz większych potrzebach gospodarki i braku rąk do pracy oraz konieczności - jak ujawniła afera wizowa - sprowadzania emigrantów. Ponadto nie podano ilu żołnierzy w poszczególnych latach będzie odchodzić w wojska, zwłaszcza że znaczna część szeregowych i podoficerów osiągnie 15 letnią wysługę uprawniającą do częściowej emerytury i będzie chciała ułożyć sobie życie w cywilu. MON chwali się rekordowym naborem do wojska, ale nie mniej rekordowe były odejścia. Tylko w zeszłym roku mundur wojskowy zrzuciło prawie 9 tysięcy żołnierzy zawodowych, a kolejne 4392 żołnierzy w styczniu.
Bez redukcji kadry zawodowej
W rezultacie po 8 latach rządu koalicji prawicowej liczba żołnierzy zawodowych przekroczyła 126 tys., wliczając to także podchorążych od II roku. W tym okresie liczba kadry zawodowej zwiększyła się o ponad trzydzieści tysięcy. Oznacza to, że do poziomu 150 tysięcy żołnierzy sporo jeszcze brakuje, co i tak będzie niemało kosztować przy budżecie MON na poziomie 3 proc. PKB. O redukcji zatem – jak ostrzega minister Błaszczak - nie ma mowy. Obecnie wojsko liczy 187 tysięcy żołnierzy, na co składa się także ok. 32 tysiące żołnierzy terytorialnej służby wojskowej (TSW) oraz ponad 20 tys. żołnierzy DZSW. Należy zauważyć, że o ile pozytywnie rozwija się DZSW, to w przypadku terytorialsów, ich liczebność stanęła w miejscu. Na 2023 rok planowano limit 38 tys., a na początek września osiągnięto tylko 32 tysiące.
Ochotnicy zatem preferują DZSW, ale utrzymanie liczebności w tej służbie na poziomie 50 tys. rocznie w dłuższej perspektywie wydaje się mało realne. Większość ekspertów, w tym również na naszym portalu twierdziła, że niemożliwe będzie osiągnięcie 300-tysięcznej armii tylko dzięki ochotnikom. Wskazywaliśmy na kraje, które - wobec zagrożeń i konieczności budowy rezerwy na wypadek W wprowadziły ponownie obowiązkową służbę wojskową ( m.in w Szwecja i Litwa).
„Płytkie” myślenie wielu polityków i wojskowych
Badania wskazują, że znaczna część polskiego społeczeństwa nie chce obowiązkowej służby wojskowej, chociaż ustawa o obronie Ojczyzny taką możliwość przewiduje. Na platformie X pojawiła się interesująca nitka Adama S. poświęcona problemom z budową 300 –tysięcznej armii, a zwłaszcza jakości i szkolenia rezerw osobowych. Wynika to z „płytkiego” myślenia wielu polityków (i wojskowych).
Autor zwraca uwagę, że licząca 467 stron ustawa o obronie Ojczyzny poświęca DZSW trzy i pół strony. W zamyśle miał być to pomysł na odbudowanie rezerw, ale zupełnie pominięto fakt przygotowania infrastruktury i zaopatrywania SZ RP. Autorzy skupili się tylko na jednym: zwiększenie ilości przeszkolonych rezerwistów. Nie wzięli pod uwagę możliwości jednostek wojskowych w zakresie szkolenia DZSW. Adam S. podaje przykład pewnej jednostki, która w ciągu roku dostała polecenie przeszkolenia 6 turnusów DZSW. W każdym turnusie mamy 120 żołnierzy, czyli kompanię. W tym celu należało wyjąć z etatowych pododdziałów dowódcę kompanii, czterech dowódców plutonów i 12 dowódców drużyn. Tych ludzi (w sumie 18) przez pół roku nie ma ich w macierzystych pododdziałach.
Co więcej, tych ludzi na szkoleniu DZSW trzeba ubrać, wyposażyć, gdzieś położyć spać, znaleźć dla nich obiekty szkoleniowe, amunicję i środki pozoracji na szkolenie. Tego nikt w ustawie o obronie Ojczyny nie wziął pod uwagę. Stąd wzięły się problemy z pierwszymi turnusami szkoleniowymi, no bo skąd dowódca miał wziąć hełmy i broń dla DZSW, gdzie miał ich zakwaterować? W namiotach? No i zaczęło się zabieranie zawodowym hełmów kompozytowych, przydzielanie DZSW najnowszych Grotów i kamizelek oraz „wyrzucenie” zawodowych żołnierzy z budynków, żeby nie psuć krystalicznego, propagandowego obrazu i sukcesu DZSW.
„Zaorano” system kształcenia kadr
Gdzie się podziali żołnierze zawodowi z wieloletnią wysługą? Upchnięto ich po magazynkach, piwnicach, świetlicach i kontenerach. Wszystkie problemy związane z uruchomieniem DZSW i ich konsekwencje zrzucono na dowódców jednostek zupełnie nie analizując efektów tych posunięć. Przy okazji szef MON poświęcił kilku wysokich dowódców, by pokazać krnąbrnym, jaki czeka ich los, gdy nie podporządkują się jedynej słusznej linii.
Nie pomyślano również jak i gdzie praktycznie szkolić tych żołnierzy. A przecież przed laty były rozwiązania sprawdzone, które funkcjonowały i dawały dobre rezultaty. Chodzi o etatowe ośrodki szkolenia, gdzie żołnierze zasadniczej służby wojskowej przez trzy miesiące byli przygotowywani do pełnienia konkretnych stanowisk w jednostkach wojskowych. Na fali cięć w MON ośrodki te zostały zlikwidowane.
Skoro zdecydowano się na reaktywację zasadniczej służby wojskowej w formie dobrowolnej, to trzeba było pomyśleć o kompleksowym rozwiązaniu. Nie da się efektywnie szkolić rezerw korzystając z rozwiązań doraźnych. Niestety, ale najwyraźniej koncepcję DZSW na szczeblu MON opracowali kadrowcy bez głębszej analizy problemu.
Wcześniej „zaorano” system kształcenia kadr, w szczególności w korpusie podoficerów. Zamknięto bądź zredukowano wiele ośrodków kształcących specjalistów na potrzeby wojska tracąc bezcenny kapitał i doświadczenie. Jeśli tego potencjału szybko się nie odbuduje, to wpadniemy w spiralę bylejakości. Coraz częściej dochodzi bowiem do sytuacji, w których młodzi adepci sztuki wojennej nie mają od kogo się uczyć rzemiosła w jednostce, bo starych wyjadaczy jest coraz mniej.
Zabawa w wojsko jest kosztowna
Kolejną bolączką WP związaną z DZSW jest wykorzystanie tego rozwiązania przez polityków do szybkiego wzrostu liczebności SZ. Z założenia żołnierz DZSW po miesięcznym szkoleniu podstawowym powinien trafić na wakujące stanowisko szeregowego w jednostce wojskowej i i tam odbyć szkolenie specjalistyczne trwające do 11 miesięcy. Pomijając fakt braku programów takich szkoleń oraz kadry do ich prowadzenia nie jest to rozwiązanie głupie. Mamy czas na sprawdzenie żołnierza DZSW, poznanie jego zalet i jeśli będzie zainteresowany zaproponowanie mu przejścia na służbę zawodową. W praktyce, aby pochwalić się wynikami w kampanii wyborczej, taki żołnierz DZSW po kilku tygodniach w wojsku, w tym 4 na szkoleniu podstawowym stawał się żołnierzem zawodowym bez potwierdzania jakichkolwiek kwalifikacji.
W ten sposób w stosunkowo krótkim czasie liczebność SZ RP znacząco wzrosła, ale jakość znacząco spadła. Prócz ludzi, którzy marzyli o wojskowej karierze, pojawiło się w szeregach WP sporo takich, którzy chcą przeczekać trudny okres i interesują ich tylko stałe pobory i opłacona składka zdrowotna. W tym miejscu ustawodawca nie stanął na wysokości zadania, nie zabezpieczając się przed cwaniakami. Żołnierz DZSW w okresie zwolnienia lekarskiego ma płacone 100 proc. minimalnego uposażenia żołnierza zawodowego ( 4960 zł na ogół bez podatku). Po co się starać, jak można 11 mc-y przesiedzieć na garnuszku armii z pełną pensją.
Problemem jest również znaczący procent tych, którzy nie do końca wiedzą, co chcą w życiu robić, a decydują się na zostanie żołnierzem zawodowym. Bardzo szybko okazuje się, że zabawa w wojsko powoduje więcej frustracji niż radości. Tacy ludzie po 3-4 miesiącach rezygnują. A to są poważne koszty w skali całego MON. Na tych ludzi wydano konkretne pieniądze czy to w formie szkolenia, czy też samego wyposażenia, które z chwilą przejścia na zawodowego staje się własnością żołnierza.
Nie przeprowadzono analizy dostępności infrastruktury
Wraz ze wzrostem liczebności armii pojawił się też problem dostępności poligonów oraz limitów amunicji i paliw na szkolenie. Niestety, ale w ostatniej dekadzie zauważalny jest spadek dostępności poligonów dla SZ RP. Jedną z przyczyn jest zwiększona obecność wojsk USA na naszym terytorium, drugą wzrost liczebności SZ (w tym WOT), a trzecią inne czynniki zewnętrzne. Każdy chce się szkolić, ale miejsca na poligonach nie przybyło. Efekt jest taki, że jednostki wojskowe walczą między sobą o obiekty szkoleniowe, a czas przeznaczony na jednego żołnierza na takim obiekcie się skraca. To samo z amunicją, której w limitach szkoleniowych jakoś drastycznie nie przybyło, a ludzi jest więcej. Prowadzi to do sytuacji, w której jakość szkolenia spada
W podsumowaniu Adam S stwierdził, że pomysł na odbudowę rezerw był dobry, ale jego autorzy pozbawieni byli zupełnie wyobraźni. Nie przeprowadzono analizy dostępności infrastruktury i braków w tym zakresie. Nie zastanowiono się skąd wziąć kadry do szkolenia tych rezerw i jak prowadzić to szkolenie, aby jak najlepiej wykorzystać czas. Co najgorsze, polityczne decyzje wypaczyły ten projekt i sprowadziły go roli sterydów, dzięki którym armii miały szybko urosnąć bicepsy.
Efekt jest taki, że do służby zawodowej w ostatnim czasie przyjęto sporo nowych ludzi, którzy wcale nie odbudowują potencjału mobilizacyjnego naszego państwa, bo uzupełniają jak na razie braki czasu P. Pośpiech i brak przemyślanych rozwiązań prowadzi również do obniżenia poziomu szkolenia tam, gdzie trzeba szkolić turnusy DZSW oraz naraża budżet MON na niepotrzebne wydatki.
Wolin
zdjęcie: 11 LDKP